Marta Jurkowska – rocznik 67, olkuszanka, poetka i malarka. Pisze od  2008 r. jej wiersze były wielokrotnie czytane w „Poczcie poetyckiej” Macieja Szczawińskiego, w Radiu Katowice.
W 2011 roku ukazał się jej debiutancki tomik poetycki „Poza ramy”, recenzja tego tomiku ukazała się w „Tooposie” i we „Frazie” Jest laureatką ponad sześćdziesięciu ogólnopolskich
i międzynarodowych konkursów poetyckich m.in. Jana Kulki w Łomży,   Jana Śpiewaka i Anny Kamieńskiej w Świdwinie, „Śląski Shakespeare” w Katowicach, „O Laur Błękitnej Narwii”
w Pułtusku, Kazimierza Ratonia w Olkuszu, zdobyła również nagrodę główną
w Międzynarodowym Konkursie Poetyckim „O Złote Cygaro Wilhelma” w Czerwionce – Leszczynach a  także nagrodę w USA w Chicago.

Jej utwóry ukazały się we „Frazie”, „Akancie”, „Cegle”, „Okolicach Poetów”, ”Szafie”, „Gazecie Śląskiej”, „Toposie” i wielu antologiach pokonkursowych.

W czerwcu 2015 odbyła się w Bolesławiu jej pierwsza wystawa malarska pt „Droga, którą idę”. W październiku obrazy wystawiane były w Katowicach.

Marta Jurkowska

„Pisarka i malarka, pisze i maluje jak sama twierdzi: „Z potrzeby serca”, wyznaje :” Bo to kocham… maluję od zawsze …” Tematem jej prac jest przyroda, zwłaszcza krajobraz , góry, rzeki, drzewa, a także kwiaty, inspiruje się tym co ją otacza, ale także czerpie ze współczesnych środków przekazu jakim jest Internet. Widać w jej pracach, że szanuje naturę, lasy i łąki, czerpie z niej garściami aby rzucić na płótno to co ją aktualnie porusza. Jej obrazy idą w kierunku realizmu , nie udziwnia i nie fantazjuje, natura sama mówi za siebie tak jak jej obrazy przy których można odpocząć i znaleźć się w zakątku zieleni i błękitu. Upodobała sobie farby olejne , czasem stosuje szpachlę a czasem wystarczy zwykły pędzel szczeciniak. Twierdzi, że miała przerwę w malarstwie, która trwała dość długo , ale stara się  odrobić zaległości i maluje jak tylko ma wolną chwilkę. Wystawą zatytułowaną : „Droga , którą idę…” w dworku w Bolesławiu otwarła sezon na sprzedaż swoich obrazów i mam nadzieję, że ten sezon się nie skończy i trwać będzie po to by dopingować do twórczości, warto odpoczywać przy malarstwie pani Marty czego Państwu życzę, a Pani Marcie gratuluję kolejnej wystawy i miłości do sztuki.”

                   Iwona Skupińska

na zakręcie

nie mam już do czego wracać
stoję na przystanku i czekam
a świat wiruje bezemnie,

w miejscach gdzie mnie nie ma
rosną teraz topolowate wieże kościołów,
powstaje z drzewa mój bóg.

nie potrafię rozpoznać miłości
zawsze ją mylę z miłosierdziem.

wszystko mi się zlewa,
wtapia w mrok,
jątrzy w gardziel studni.

rysujesz mi na piasku drogę;
dlatego budzę się pośrodku pustyni,
dlatego wstaję po raz drugi

i dźwigam Cię Chryste.


reportaż

dzieci biegną po świeżej trawie
na przełaj, na plac zabaw

huśtają się z przechyloną do tyłu głową,
bujają w obłokach.

a moje myśli skupione jak cegła
na sąsiednim bloku. kobieta wiesza
pranie, zasłania oczy od słońca.

za chwilę będzie koniec świata.
już nadciągają czarne zastępy

chmur i jasnym mieczem przeszyją
słodkie i lepkie powietrze.

sierpówki zaglądają przez okno
obserwują mnie, czy piszę.


zabawa w chowanego

miasto mojego dzieciństwa

musisz poznać to miasto
jego lepkie od potu ulice,

musisz przez to przejść
wsiąknąć pod skórę

a potem biec, na oślep
jak tętniąca krew.

to zaledwie szarpnięcie wiatru
z pamięci wypadają imiona,

z dzieciństwa pozostał tylko gruz
i trudno go znaleść.

rozkopaliśmy wszystkie piaskownice
ale śmierć już tu była z wizytą

i kiedy chciwie łapiesz mnie za rękę
już wiem, że się stąd nie wyrwę.


obnażanie                                                                                                           

czytam twoją książkę,
zbieram rozsypane litery,
próbując ułożyć sens

mało kto wie, że czaisz się
za rogiem każdej wymyślonej sytuacji
w domu wypełnionym mgłą

a ja potrafię wydrzeć z murów
całą prawdę, uchylić ciężkie drzwi
skrywające rozpacz,

(która wsiąka przez skórę aż do szpiku).
odkryłam już wszystkie twoje tatuaże
i do prawdy nie ma w tym nic intymnego.

w wolnych chwilach hodujesz liszaje i próchno,
w ziemi z ciemnej kości
do której idziemy.


daleka droga do domu  

różowe kontury chmur
delikatnie dotykają świtu.
samolot lekko kołysze
jakby nie chciał mnie wyrwać ze snu.
ogarniam wzrokiem choryzont
i wielkie połacie błękitu,
strzepuję z powiek noc,
gęstą jak zaschnięty muł.

muszę odnaleść tamte miejsca;
trzy morgi pola, chałupę i staw,
podtopioną drogę (na wiosnę
konie brzuchami dotykały wody
gdy ojciec rano woził mleko do miasta),
to rżenie wiatru
po tamtych polach jeszcze gna.

coś w środku dygoce, dławi i łka
jak potrącona przez czas
na drodze czekająca matka.

pamiętam dobrze
starą sień, kulawy płot
jak ukradkiem przeciskałam
się przez mrok,
odkrywać nowe kontynenty.